Dzieci
Podczas wakacji wyrósł nam na osiedlu " gang dzieci". Mama grupka rozrabiaków. Nawet je lubię, że nie siedzą z nosem w komórce, tylko aktywnie się bawią. Jeżdżą na rowerkach i hulajnogach we wszystkich stylach. Potrafią wspiąć się na wszystko i zbudować wszystko z kolejnej sterty gabarytów. Trzymają się razem i nie kłócą toksycznie. Choć czasem się przekrzykują. Są głośne. Znoszę to, bo wiem,zenie potrwa to dłużej niż sezon. Za rok będa za duże na to wszystko, za kilka tygodni wieczory już będą ciemne. I po zabawie. Ale czasem coś niszczą. Bo nie mają pojęcia jak coś działa i po co jest.
Nikt się z nimi nie bawi i nic im nie tłumaczy. Jak wiele zjawisk fizycznych i przyrodniczych spotykają każdego dnia, ale nie rozumieją ich działania. Nauka szkolna nie odpowiada na doświadczenia dzieci.
Kiedy dzieci są małe, rodzice wpuszczają je na plac zabaw i siedzą obok z nosem w komórce albo rozmawiając między sobą. Pokrzykując od czasu do czasu gdy jest za głośno ale nie zaproponują żadnej zabawy ani nie pokażą jak się dogadać bez wrzasku.
Potem dzieci są już na tyle duże, że można je same wypuścić na osiedle, gdzie eksplorują świat niewiele z niego rozumiejąc.
Nie mówię, żeby dorośli stałe przy nich byli. Ale raz na parę dni pokazać jakaś zabawę i coś wytłumaczyć! Można by.
Za niedługo dzieci dołącza do grupy przy stole , słuchając muzyki z komórek i oglądającą filmiki. Odpowiednie słowa będą już w użyciu. Niedługo na tym stole pojawi się piwo.
Szkoda. Naprawdę szkoda