Chorować samemu. Nie ma mnie kto zawieźć do lekarza, na SOR, nie ma kto zadzwonić na Pogotowie jak coś mi się stanie, nawet nikt nie otworzy drzwi. Kiedy dzwonię sama, chodzę, mówię, Pogotowie nie chce mnie zabierać, na SOR też nie chcą przyjąć, bo nie jest tak źle. Jak będzie źle, to nie mam nikogo, kto walczyłby o mnie na SORZe gdy mnie gdzieś położą w kącie dla osób starszych, zapomnianych, samotnych.
Chodzenie po lekarzach, jeżdżenie, komunikacją miejską. Kiedy człowiek czuje się tak źle, że woli być blisko łóżka, domu. Ale nie ma - jedna badanie tu, druga wizyta tam, każda osobno, w innym terminie. Za każdym razem osobny stres, tabletki na uspokojenie, przeciwbólowe, dawka na tyle żebym dała radę ale jednocześnie rozumiała co się do mnie mówi i co ja mówię.
Czyż nie ma szpitala, przychodni, nawet prywatnych, gdzie można by to zrobić za jednym razem, jednym stresem, jednym byciem na czczo, jedną taksówką?
A w ogóle to ja sama muszę doczytać w internecie, postawić sobie diagnozę hipotezę i szukać właściwego specjalisty. Potem weryfikować jego słowa, bo czasem i ten za pieniądze z góry się lepiej o co chodzi zanim mu cokolwiek powiem.
Nie ma lekarza koordynatora, który by mną pokierował. Lekarz POZ nie myśli jakie badania powinnam zrobić, tylko jakie wolno mu przepisać. Lekarz prywatny zwykle przepisuje więcej niż potrzeba badań.
Nie ma testowych opakowań leków, gdzie byłoby 6-8 tabletek, i jeśli okaże się, za działają, dopiero można by wykupić więcej. Dostajesz od razu opakowanie 20-30 sztuk i po 2 razach jest do wyrzucenia, bo szkodzi. Dla nikogo nieekonomiczne, ale nikt nic z tym nie zrobił.
A przy tym musisz kupić sobie i przygotować jakieś jedzenie, bo katering jest za drogi dla ludzi starszych i chorych. Musisz ogarnąć jakoś mieszkanie, bo potem będzie tak zaniedbane że nie dasz rady.
Musisz być dzielny, spokojny, opanowany, obeznany w sytuacji. Nie ma że jesteś chory, słaby coś boli, boisz się. Nie ma tak dobrze.